wtorek, 26 listopada 2013

Jak mniemam, jesteś magiem?

- Do wszystkich demonów, otwierać! – kategoryczne żądanie poparto najwyraźniej kolejnym kopniakiem, bo na powierzchni drzwi pojawiło się na chwilę wybrzuszenie.

Zaintrygowany Kamilek bezwiednie poruszył wargami i deski rozsypały się w garść trocin, odsłaniając ciemne wnętrze piwnicy. Widmowe światło wydobyło z mroku wysoką postać muskularnego mężczyzny, którego strój skojarzył się młodemu demonowi z oglądanym niedawno na Discovery Civilization filmem o skandynawskich wojownikach. Nieproszony gość śmiało przekroczył próg i wyszedł na korytarz, jakby zniknięcie drzwi nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

- Jak mniemam, jesteś magiem, młody człowieku?… – stwierdził raczej, niż zapytał.

- Hmm?

- Teodorex stosował to samo zaklęcie, kiedy żona nie chciała go wpuścić do sypialni! Ale tak to bywa, kiedy stary dziad podstępem uwodzi młodziutkie dziewczątko…

- ??

- Ano tak… Pół roku po ślubie energia metamorficzna mu się wyczerpała, przeistoczenie szlag trafił i zamiast uroczego młodzieńca żonka zobaczyła łysego, brzuchatego dziewięćsetlatka w pełnej krasie…

Kamilek wreszcie zdołał zebrać myśli i przerwał potok wymowy przybysza:

- Powoli! Zjawia się pan nagle w mojej piwnicy, za zamkniętymi drzwiami, w jakimś dziwacznym stroju, a na dodatek twierdzi, że zna osobiście tysiącletniego maga?

- Dziewięćsetletniego. I co w tym dziwnego? Chyba każdy chodził kiedyś do szkoły z jakimś przyszłym magiem, wiedźmą albo wróżką.

- Nabiera mnie pan, prawda? – demon rozejrzał się uważnie po kątach, szukając operatora ukrytej kamery.

- Daj spokój z tym „panem” – skrzywił się mężczyzna. – Skorpion jestem!

- Kamil – odruchowo uścisnął wyciągniętą prawicę. – A teraz możesz mi wyjaśnić, skąd się tu wziąłeś?

- Mogę, ale przestań się już zgrywać, przecież widzę, że magia to dla ciebie chleb powszedni! – wymownie spojrzał na kupkę wiórów u swoich stóp.

Zrezygnowany Kamilek mentalnie napełnił wiaderko węglem i przywrócił drzwiom ich pierwotny kształt. W każdej chwili w piwnicy mógł się pojawić któryś z zachowujących trzeźwość lokatorów, a wtedy trudno będzie mu wmówić, że blisko dwumetrowy wiking to unijna wersja świętego Mikołaja…

- Chodźmy na górę, tam sobie spokojnie porozmawiamy.

Zanim dotarli na czwarte piętro, Skorpion dokładnie obejrzał klatkę schodową ze szczególnym uwzględnieniem drzwi prowadzących do mieszkań sąsiadów, po czym ze zdumieniem pokręcił głową.

- Bez sensu! – oświadczył. – Na co ci tyle schodów? Takie wysokie domostwo, a na każdym piętrze tylko trzy pokoje! Nawet u magów wieże już dawno wyszły z mody…

Gospodarz postanowił dać sobie na razie spokój z objaśnieniami i już bez słowa zaprowadził gościa do swojej dwupokojowej rezydencji.



Wienzieni ucik. Wyró Wyru Poszłem go rzukaci!” – wyblakła od słońca kartka z kalendarza z napisem tej treści na odwrocie, pozostawiona na kuchennym stole i dla pewności przyciśnięta wałkiem, była drugą z kolei rzeczą, która rzuciła się Blathie w oczy po powrocie do domu.

Pierwszą był kożuch kurzu tak gruby, że panoszącym się w siedzibie wiedźmy pająkom musiał przypominać ruchome piaski.

- Zważywszy, że ostatnio widziałeś się ze Skorpionem u wybrzeża Przymorskiej Dziedziny, ten tępak będzie go „rzukaci” do swoich setnych urodzin! – westchnęła wiedźma, zwracając się do księcia Pawełka, który od paru minut usiłował natrafić w kuchni na ślad czegokolwiek nadającego się do spożycia.

- Ojej… A ja miałem zamiar zatrzymać się u ciebie na trochę… Wiesz, dopóki nie uporządkuję spraw rodzinnych… – posmutniał młody arystokrata.

- Przecież wszystko jest w najlepszym porządku! – wtrącił się Fil. – P.o. książę doskonale się spisał: księżna w błogosławionym stanie, ciągłość rodu zapewniona… Powinieneś go mianować swoim zastępcą do spraw prokreacji – takim kimś w rodzaju eunucha w haremie, tylko na odwrót…

- Dość tych bredni! – przerwała mu kuzynka, która wolała nie rozwijać tematu Cieciuszka i jego roli na książęcym dworze. – Na razie obaj zajmiecie się porządkowaniem domu, a ja zorganizuję w miasteczku coś do zjedzenia.

- I znów to samo! Żadnej sprawiedliwości! – nadąsał się elf.– Też bym wolał przelecieć się na miotle zamiast nią machać i wdychać kurz!

Przygnębiony książę bez słowa obwiązał się służbowym białym fartuszkiem Argha i sięgnął po ściereczkę.

Fil zadowolił się miotełką z kolorowych piórek. Markując omiatanie z kurzu bibelotów, odpłynął myślami w niedaleką przeszłość, w której biedny ciamajda Argh był jego towarzyszem ze szkolnej ławy…



- 50 garncy to stągiew. 24 garnce to baryła – tłumaczył powoli Fil.

- Tak? – zdziwił się Argh. – A ja myślałem, że Baryła to ten troll z szóstej „g”. Wiesz, ten, co to przynosi na śniadanie cały koszyk faszerowanych żab…

- To tylko przezwisko – drobniutki elf policzył w duchu do dziesięciu. – Skup się i nie przerywaj mi! Stopa to 12 cali, a dłoń – 4 cale.

- Moja też? – ogr rozczapierzył grube paluchy i z uwagą przyjrzał się wielkiemu łapsku.

- Argh! – cierpliwość Fila była już na wyczerpaniu. – Trzy lata siedziałeś w pierwszej klasie, dwa razy zimowałeś w czwartej, a jak tak dalej pójdzie, to Dziesiętna znów cię usadzi! Wnuków chcesz w szkole doczekać?

Ogr jakby zmalał w oczach. Przygarbił się i wpatrzył w podłogę.

- Ech, bo ja nie mam głowy do matematyki – mruknął z przygnębieniem.- Te wszystkie garnki i beczki jeszcze mogę jakoś wykuć, ale jak mi każe wywracać sześcian na nice? Albo policzyć pole trójkąta… A jak się kiedyś spytałem, po co mi to wszystko, to powiedziała, że będę sobie mógł obliczyć powierzchnię boiska do piłki kopanej… Słyszał kto kiedy o trójkątnym boisku? Więc jej powiedziałem, że to bez sensu i…

- Argh, jesteś bezdennie głupi! Jak mogłeś tak powiedzieć? Z nauczycielami trzeba postępować dyplomatycznie. Bierz przykład ze mnie – są przekonani, że ich podziwiam i szanuję. A oni to uwielbiają!

- Właśnie, elfiku, i dlatego bardzo się nam przydasz! – rozległ się za nim szyderczy głos. Bez pudła rozpoznał po nim znienawidzoną koleżankę z klasy, Porfirynę. Odwrócił się i zobaczył postawną wampirzycę, ukazującą w drwiącym uśmieszku ostre jak u młodego wilczka kły.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, chwyciła go za kołnierz i powlokła korytarzem, ignorując protesty Argha. W końcu wepchnęła go do wyłożonego różowymi kafelkami pomieszczenia.

- Oszalałaś? – warknął. – Przecież to wasza toaleta!

- No to co? Ty i tak wyglądasz jak dziewuszka, mały! – wzburzyła jego starannie uczesane włosy.

Fil żachnął się i spróbował dać nogę za drzwi, ale na jego nieszczęście Porfiryna odznaczała się typowo wampirzym refleksem.Został ponownie porwany za kołnierz i brutalnie wciśnięty w kąt obok umywalki.

- Przestań się stawiać! Musimy porozmawiać bez świadków – nagle położyła palec na ustach i podkradła się pod drzwi jednej z kabin, znad których sączyła się delikatna smużka błękitnego dymu. Otworzyła je energicznym szarpnięciem, a dwie ukryte w środku rusałki pisnęły ze strachu i śpiesznie umknęły, gubiąc po drodze skręta.

- Taa… Teraz możemy spokojnie pogadać – stwierdziła z satysfakcją wampirzyca. – Wiesz, że we środę jest klasówka z geometrii?

Fil posłusznie przytaknął.

- A jutro przypada Święto Belfra?

Ponownie skinął głową.

- Widzisz, w prezencie podsuniemy Dziesiętnej pluskwę, a ty ten podarunek wręczysz. Jesteś przecież takim miłym, grzecznym, ślicznym chłopczykiem, a na dodatek masz u niej same piątki…

- Co takiego? – oburzył się elf. – Mam jej podrzucać jakieś insekty? Jeszcze nie zwariowałem!

Porfiryna sięgnęła do kieszeni liliowego mundurka i wyjęła srebrną puderniczkę.

- Popatrz, kretyniątko, tak wygląda pluskwa – wyjaśniła. –To jest nadajnik, a odbiornik będzie u ciebie.

Ponownie wsadziła rękę do kieszeni i podała mu małe okrągłe lusterko w srebrnej ramce.

- Będziesz mógł zobaczyć, jak Dziesiętna przygotowuje zestaw zadań do sprawdzianu. To świetny sprzęt, doskonała jakość obrazu i znakomita rozdzielczość. Kupione u maga trzeciej rangi, nie u jakiegoś pokątnego czarnoksiężnika!

- Ale ja nie…

- Posłuchaj, na ogół nie wysysamy elfów, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek…



Następny poranek Fil wspominał później jak człowiek ogarnięty gorączką.

Zapamiętał klasę fioletową od odświętnych tóg, mdlący zapach kwiatów, galowy biret zsuwający mu się na pokryte zimnym potem czoło, energiczny uścisk małej, lecz silnej dłoni matematyczki i przenikliwe spojrzenie jej brązowych oczu, które zdawało się przewiercać go na wylot. Z ulgą pozbył się ozdobnego pudełka z puderniczką, które wydawało się nieznośnie ciężkie, a kiedy wracał na miejsce, miał wrażenie, że podłoga zwija mu się pod stopami jak źle rozłożony dywan. Potknął się nawet kilka razy, więc w końcu z ulgą opadł na ławkę i ochrypłym ze zdenerwowania głosem odśpiewał wraz z innymi „Vivat magistra!”
Nieporównanie gorsze miało się jednak okazać wspomnienie wieczoru…
Nazajutrz Porfiryna dopadła go z samego rana i zaciągnęła do ciasnego kantorka, służącego jako przechowalnia mioteł, szmat do podłogi i niesubordynowanych uczniów. Dokładnie zamknęła drzwi.

- Mów szybko! – spytała niecierpliwie. – Jakie będą figury?

Oblicze Fila przybrało barwę niezwykle dojrzałego pomidora.

- Figury? Mmmm… Jedna to się chyba nazywa… 6 na 9…

- Że co?!

- No tak… A reszta… To ja już nie wiem… Pewnie nawet chłopaki z najstarszej klasy nie wiedzą…

- Co ty bredzisz?!

- No tak… Bo wiesz, ona wcale nie przygotowywała zadań… Spędziła wieczór z magistrem Gibkim… Tym od gimnastyki…


- Nie chwaląc się, w niejednej jaskini bywałem i nigdy mi się nie zdarzyło pomylić drogi, ale ta pieczara to jakieś wyjątkowe paskudztwo! Plątałem się po niej tak długo, aż straciłem poczucie czasu, a jak w końcu zobaczyłem stertę węgla i drewno, to myślałem, że mi się we łbie miesza ze zmęczenia… – Skorpion przerwał opowieść, żeby przełknąć haust grzanego piwa. – Wziąłem tyle wiązek, ile zdołałem unieść i chciałem wracać do Kurula, a tu masz ci los, zamiast przejścia do groty – ściana! Namacałem jakieś drzwi, więc zacząłem łomotać ze wszystkich sił, no i ty się zjawiłeś. Tylko jak ja teraz trafię z powrotem do tego biedaka?…

Kamilek w zamyśleniu pociągnął łyk grzańca. Właściwie wszystko było jasne – facet przywędrował tu z któregoś ze Światów Równoległych. Najprawdopodobniej obecność demona spowodowała zaburzenia ciągłości Multiwszechświatowej Bariery Grawitacyjnej i tym sposobem nieszczęśnik został odcięty w Kamilkowej piwnicy… Na razie nie wolno dopuścić, żeby się zorientował, co tak naprawdę się stało, bo gotów wpaść w panikę i narobić zamieszania na całą kamienicę albo i dzielnicę!

- Nie przejmuj się! – uspokoił go. – Coś wymyślimy, w końcu jestem tym… magiem. Na początek spróbuję się dowiedzieć, co się dzieje z twoim kumplem.

- Jak to zrobisz? – zaciekawił się przybysz z innego świata. – Bo Blathie i Marla to mają takie różne zwierciadełka i kryształowe kule… Wiesz, takie tam babskie metody…

- Jak? Niech pomyślę… W tym przypadku najlepsza będzie wizualizacja na ekranie telewizora - demon miał nadzieję, że zabrzmiało to wystarczająco zagadkowo. – Ale może naprzód wziąłbyś kąpiel? Nie obraź się, ale po tych wędrówkach trochę czuć cię stęchlizną…

Skorpion posłusznie wszedł do łazienki, ale po chwili wytknął stamtąd głowę:

- Ej, może mi powiesz, jak mam się wykąpać z tymi wszystkimi karpiami? Co z tobą, wyznajesz jakiś kult ryb?

- Yyy… Nie… – zmieszał się Kamilek, jak zawsze, gdy komuś udało się przyłapać go na niedemonicznej czułostkowości. – Wiesz, u nas raz do roku morduje się karpie z przyczyn religijnych, a ja jako agnostyk staram się ocalić chociaż kilka… Udaję, że kupuję na święta, a potem po kryjomu wypuszczam do rzeki… Możesz je przełożyć do miednicy.

- A to drzewko z pokoju to pewnie masz zamiar odnieść do lasu? – mężczyzna spojrzał na niego z uśmieszkiem. – Strasznie jesteś sentymentalny, chłopie!

- Drzewko? Nie, to choinka, będę ją ubierał.

- No tak, rozumiem – mina Skorpiona przeczyła jego słowom. – Znaczy, odziejesz ją w suknię, powiesisz naszyjnik…

- Ależ skąd, powieszę na niej różne takie… kolorowe kule ze szkła… gwiazdy…

- Aa, jasne, będziesz odprawiał te swoje czary-mary z przyrządami! – wojownik wyraźnie odetchnął z ulgą i wreszcie zniknął w łazience, skąd po chwili dobiegł szum wody.



Nawet w kusym różowym szlafroczku pozostawionym przez poprzednią lokatorkę mieszkania Skorpion prezentował się imponująco. Z rozkoszą zagłębił się w fotelu i sięgnął do kartonowego pudełka z pizzą, w jego przekonaniu dostarczoną przez służbę „maga”. Kamilek zajął miejsce na sofie, przymknął oczy i skoncentrował myśli, aż pod powiekami pojawił się obraz znanego z opowiadania przybysza wampira. Demon obserwował jego poczynania z trudem powstrzymując rozbawienie, ale w końcu nie zdołał się opanować i parsknął śmiechem.

- Tak się martwiłeś o tego swojego Kurula! Popatrz tylko! – zachęcił Skorpiona, przenosząc obraz na ekran telewizora. Ze zdziwieniem ujrzał, że twarz wojownika przybiera pąsowy odcień i mężczyzna z zażenowaniem odwraca głowę od pikantnej sceny. Idiota ze mnie! – domyślił się w końcu. Przecież oni tam jeszcze nie mają pornoli!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Devil may cry

Mad właśnie opłakuje niedawny prywatny Armageddon… Chlip… Chlip…
http://www.youtube.com/watch?v=xti_6Bzpa8A&feature=fvwrel

Na tle ołowianego nieba zatańczyły drobne białe płatki – pierwszy śnieg w tym roku. Kamilek przylepił nos do zimnej szyby i przyglądał się zafascynowany, dopóki szkło całkiem nie zaparowało. Ci biedni głupcy twierdzą, że to tylko „stały produkt krystalizacji pary wodnej”! Ciekawe, co powiedziałaby na to Pani Inverno i jej śniegulce, z takim pietyzmem cyzelujące każdą sześcioramienną gwiazdkę…

I znów to samo! Wspomnienia napłynęły i uderzyły w niego niepowstrzymaną falą, choć tyle razy obiecywał sobie nie ulegać sentymentom.

Odszedł od okna i stanął przed lustrem. Przeczesał palcami krótkie jasne kosmyki. Żałosne! O mało nie poddał się gwałtownej chęci zmaterializowania swoich prawdziwych włosów – niesfornych kędziorów, ciemnych jak piekielne kotły i gęstych niczym smoła, w której pławiono cudzołożników. Na kilka sekund jego oczy rozjarzyły się ognistą czerwienią, ale szybko przygasły. Nauczył się kontrolować, odkąd pod koniec rozwlekłego wykładu z makrosocjologii obudził się okryty swymi czarnymi skrzydłami. Gdyby nie to, że śmiertelnicy obchodzili właśnie to idiotyczne Haloween, nie skończyłoby się na reprymendzie od oburzonego profesora Smętka-Zanudy. Żeby się zrehabilitować, musiał wtedy napisać referat na temat dyskryminacji społecznej i deklasacji.

Ba, kto może wiedzieć więcej na ten temat niż zdeklasowany przedstawiciel jego rasy! Wzrok Kamilka prześlizgnął się po niewielkiej figurce Dantego. "Devil May Cry"... Może,może, żebyście wiedzieli, że może… – westchnął.

Deklasacja… Chyba nie ma gorszego poniżenia niż egzystencja w świecie, w którym demony traktuje się na równi z Kubusiem Puchatkiem czy Panną Migotką! Niby znalazłoby się trochę egzaltowanych dzieciaków, uważających się za czcicieli Szatana, ale niechby ktoś z ochrony pozwolił im zajrzeć przez dziurkę od klucza do sali tronowej Lucyfera podczas audiencji! Może po kilku spokojnych latach spędzonych w pokojach bez klamek zrozumieliby wreszcie, że tym z Dziewiątego Kręgu zupełnie nie zależy na zgwałconych dziewicach i zbezczeszczonych nagrobkach 1. Matka Kamilka zawsze powtarzała, że ostatnim sensownym śmiertelnikiem, jakiego spotkała, był Dante Alighieri.

Biedna mama, nie miała szczęścia ani do ludzi, ani do pobratymców. Gdyby porywczość mierzono w skali od zera do dziesięciu, ojciec Kamilka bez problemu osiągnąłby dwudziestopunktowy wynik. Już jako nieopierzony demon doprowadził do wymiany ostrych not dyplomatycznych między ojczystą Czarną Marchią a Księstwem Ciemności, mimo że diabły i demony od dawna starały się nie wchodzić sobie w drogę. Jednak w przypadku młodego Rufusa to ostatnie oznaczało omijanie go w odległości kilkuset lat świetlnych.

Kiedy studiujący na tym samym wydziale bratanek lorda Beliala nieopatrznie sprowokował go do kłótni, efektem końcowym okazało się zrównanie z ziemią całego wschodniego skrzydła Devil Open University (w tym rektoratu, kwestury i magazynu środków czystości) oraz hospitalizacja kilkudziesięciu żaków ogłuszonych zderzającymi się w powietrzu zaklęciami.

Krewkiego młodziana postanowiono przeznaczyć do służby wojskowej, jednakże już pierwsza dowodzona przez niego kampania przybrała tak gwałtowny charakter, że jej odbiciem w Świecie Równoległym stały się dwie krwawe wojny, obejmujące zasięgiem kilka kontynentów. Drugą z nich zakończył dopiero ognisty fajerwerk wybuchu jądrowego.

Zgodnie z art. 2 rozdziału II Kodeksu Kaduka pozycja społeczna demona wzrasta wraz z mocą, którą włada – z naciskiem na „włada”. Moc Rufusa, niewątpliwie ogromna, wymykała mu się nieustannie spod kontroli. Zafrasowani członkowie Rady Mroku po długiej debacie doszli do wniosku, że jedynym sposobem złagodzenia jego wybuchowego temperamentu będzie bezzwłoczny ożenek. Jak wielu przed nimi, popełnili zasadniczy błąd logistyczny, uznając, że potencjalna małżonka powinna być subtelną, potulną istotą o gołębim sercu. Cóż, najwidoczniej zapomnieli, że wzajemne oddziaływanie przeciwieństw prowadzi do anihilacji…

Związek Rufusa z piękną Sensibilitą zaowocował narodzinami ślicznego, słodkiego demonka o niespotykanym do tej pory potencjale. Kamilek już w niemowlęctwie modyfikował dowolnie swoje grzechotki i gryzaki, po czym przerzucił się na przeobrażanie większych obiektów. Kolejne nianie opuszczały pokój dziecinny jako zalewające się łzami hybrydy – pod warunkiem, że udało im się zachować dotychczasowy stan skupienia. Kroplą, która przepełniła czarę, okazało się obdarzenie samego Margrabiego parą cytrynowych motylich skrzydełek.

Najtęższe głowy z DOU zaangażowano w prace nad przygotowaniem profilaktycznego zestawu inkantacji. Magiczna wakcyna okazała się skuteczna do czasu, gdy Kamilek wkroczył w burzliwy okres dojrzewania. Młody demon świetnie się bawił, żonglując cząstkami elementarnymi i przekształcając stałe fizyczne w zmienne. Kiedy uczcił pierwszą ejakulację podwojeniem liczby czarnych dziur, zaniepokojony Margrabia ponownie poprosił o radę uczonych.

Drugie prawo Satanaela mówi, że moc demona jest wprost proporcjonalna do wiary, jaką pokłada w niej otoczenie. Opierając się na nim, naukowcy zaproponowali doraźne wyprawienie Kamilka do Świata Równoległego, w którym owa wiara wykazywała właśnie silną tendencję spadkową. Tym sposobem kilka lat temu znalazł się wśród śmiertelników, zmuszony do ukrywania swej tożsamości pod banalną powłoką ludzkiego ciała.

Kamilek paskudnie wykrzywił się do swego odbicia. Tylko ubiór nie budził większych zastrzeżeń – udało mu się zachować ulubiony styl, podszywając się pod dresscode gotów. Dobre i to…

W pokoju zrobiło się chłodno, najwyraźniej na zewnątrz temperatura spadła poniżej zera. Demon odruchowo wymamrotał zaklęcie, od którego węgiel w kominku zajął się jasnym płomieniem. Ech, gdyby nawet zrobił to na oczach wszystkich kolegów z roku, skwitowaliby tylko z lekceważeniem, że to zręczna sztuczka, ale David Copperfield wykonałby ją lepiej… A na dodatek w wiaderku została już tylko kupka miału, więc będzie musiał osobiście pofatygować się do piwnicy. Kiedy ostatnio sprowadził opał metodą telekinezy, pełznące po schodach brykiety przewróciły wracającego z pubu sąsiada. Fakt, że przyniosło to dobroczynny skutek – ofiara ku zadowoleniu rodziny skontaktowała się nazajutrz z najbliższą grupą Anonimowych Alkoholików.

Nieco rozweselony, narzucił długi skórzany płaszcz wzorowany na okryciu Van Helsinga, pochwycił kubełek i rzuciwszy formułkę zabezpieczającą mieszkanie, raźno zbiegł na dół. W piwnicznym korytarzyku jak zwykle zalegały ciemności – współlokator spod trójki regularnie przywłaszczał sobie wkręcane przez dozorcę żarówki. Kamilek rozjaśnił nieco mrok psychodeliczną poświatą i sięgnął do kieszeni po klucz. Dłoń zatrzymała się w połowie drogi, gdy zza masywnych drzwi dobiegły go jakieś dźwięki. Słuch go nie mylił – ktoś kopał w grube deski, walił w nie pięściami, a do tego bluzgał stekiem przekleństw.
__________________________________________________________________________________

1. Swoją drogą,Asmodeusz miał nosa, kiedy postulował zainwestowanie piekielnych funduszy w produkcję satanistycznych gadżetów. Odwrócone pentagramy sprzedawały się jak świeże bułeczki…