niedziela, 2 listopada 2014

Happy end or... The Neverending Story;)

https://www.youtube.com/watch?v=s7KBIMFlRRY

W korytarzu, który właśnie minęli, coś poruszyło się z chrzęstem przypominającym szczęk zbroi. Obejrzał się i zobaczył, jak zza węgła wynurza się para monstrualnych czułków i nieufnie obmacuje mur na podobieństwo palców ślepego olbrzyma.

Błyskawicznie odskoczył, wpadając na Ridę, która boleśnie uderzyła ramieniem w ścianę. Próbowała się odwrócić, żeby go ofuknąć, więc zakrył jej usta dłonią. Popchnął dziewczynę, zmuszając do biegu. Przebyli w ten sposób spory kawałek, nim oburzonej Ridzie udało się wbić zęby w palce elfa. Chłopak gwałtownie przyhamował i przytknął do ust krwawiąca rękę. Z trudem powstrzymał okrzyk bólu. Bez słowa szarpnął towarzyszkę,wciągając ją w najbliższe odgałęzienie korytarza.

- Puść mnie, bezczelny elfie! – zacietrzewiła się Rida. – Co ty sobie wyobrażasz? Wracam na górę!

- Ciszej! – syknął. – Idź, nie zatrzymuję cię! Będzie o jedną wariatkę mniej, jak wdepniesz w to, co za nami lezie!

- Spróbuj nabrać kogoś innego!

Zdołała zrobić może dwa kroki, nim palce Fila zacisnęły się na jej nadgarstku, jednak tym razem nie próbowała się wyrwać. Przeciwnie, cofnęła się i przylgnęła do elfa całym ciałem…

Zmierzający ku nim stwór sięgał grzbietem półokrągłego stropu. Trzy pary nóg uginały się pod ciężarem płaskiego, zwężającego się ku tyłowi cielska, pokrytego połyskującymi srebrnymi łuskami. Dziwaczne, nieruchome ślepia przypominały plastry miodu.

Elf prędko pociągnął przerażoną dziewczynę w głąb korytarza. Nie zdążyli się rozpędzić, gdy spostrzegli, że przed nimi wznosi się mur. Znajdowali się w ślepej odnodze! W oczach Ridy Fil wyczytał rozpacz i grozę.

Puścił jej rękę, desperacko wzniósł do góry lampę – jedyny oręż, jaki posiadał – i z rykiem godnym walczącego orka ruszył na potwora.

Zmrużył oczy, spodziewając się, że lada chwila zostanie zmiażdżony, rozdarty na sztuki lub połknięty żywcem. Nic takiego nie nastąpiło, więc nie zwalniając, ostrożnie uniósł powieki. Ze zdumieniem zobaczył, że nieprzyjaciel usiłuje podać tyły, cofając się tak szybko, jak tylko pozwala szerokość korytarza.

Fil zastygł z otwartymi ustami i uniesioną ręką, ściskającą podstawę lampy. Zaskakująca była nie tylko ucieczka monstrum, alei fakt, że zmieniało ono rozmiary, kurcząc się w tempie przedziurawionego balonika…

- Łap go!

Dziewczęcy głos sprawił, że nagromadzona we krwi elfa adrenalina zmieszała się z potężną dawka testosteronu. Zamknął wreszcie usta, odstawił lampę i jednym skokiem dopadł uciekiniera, który osiągnął właśnie wielkość dobrze odżywionej myszy. W ręku chłopaka zmalał tak gwałtownie, że elf musiał mocno zacisnąć dłoń, by go nie wypuścić.

- Pokaż! – głos Ridy brzmiał tak spokojnie, jakby nie wydarzyło się nic niezwykłego.

Ostrożnie rozchylił palce.

- Tak myślałam – to rybik. Owad z rzędu szczeciogonków. Pamiętam je z atlasu dziadka.

Ręka Fila zadrżała, więc wzięła od niego insekta.

- Ale co on tutaj robi? – zastanawiała się głośno – Rybiki lubią ciepło. Mają najwyżej cal długości i choć nie lubią światła, to przecież nie kurczą się ze strachu na jego widok… Podejrzana sprawa!

Elf dygotał coraz silniej, nie mogąc opanować dreszczy. Dopiero teraz dotarło do niego, czym mógł się skończyć szaleńczy atak na ogromnego owada. Owada, którego krewni i znajomi mogli nadal czaić się w piwnicznych ciemnościach…

- Fil, dobrze się czujesz? Nic ci nie zrobił? – głos zaniepokojonej Ridy dochodził do niego jak zza grubej zasłony. Było mu zimno, nogi miał jak z waty.

- Filemonku, co się dzieje?

„FILEMONKU?!” Drżenie ustąpiło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a chłód zastąpiła wrząca złość, od której twarz elfa spurpurowiała.

- Kto ci powiedział? – zapytał, przeszywając dziewczynę wściekłym spojrzeniem. – Skąd wiesz, jak mam na imię?!


Takim oto sposobem nas pani Blathie salwowała, gdyśmy w niewoli jęczeli, w ręce nikczemnego Captoora wpadłszy. I nie dość na tym – widząc nas biednymi zbiegami, tułaczami bez domu, przytulisko pod swym dachem nam ofiarowała, za co wdzięczniśmy jej wielce.

Z ogromnym tedy zapałem jąłem w piwnicach ład zaprowadzać, gdzie win i innych wyśmienitych trunków dostatek (pająków i myszy takoż wielka obfitość). Dobrze, że mi w onym przedsięwzięciu Skorpion dzielnie sekunduje, dzięki czemu, jak mniemam, przed zimą doprowadzimy je do szczęśliwego końca.

Rag za przyzwoleniem księcia Pawełka jako medyk praktykować zamierza, jeno wprzódy zapas ziół leczniczych i medykamentów uzupełnić musi, w czem mu Brita i Argh pomocą służą.

Wkrótce ubędzie nas w „Mrocznym Uroczysku”, bo młódź cała (jako to: Rida, Kamilek i Fil) opuści dom, by w Akademii Smokowskiej nauki pobierać. A wszystko to za sprawą Kamilka, któren panią Blathie srodze rozsierdził, gdy przez krotochwilę jakowegoś niewinnego insekta w monstra przemienił, przez co się zamęt okrutny uczynił. Najgorszy moment do takowych figli był wybrał, jako że w onym dniu pani poselstwo z Vistulanii podejmowała i przelękła się, iż jej powaga uszczerbku doznać może. Nie mieszkając, wysłała tedy gołębia do Jego Magnificencji, by całą trójcę w poczet żaków zaliczył. Rzekła też, że nasz demon snadnie karierę naukową na Wydziale Magii Teoretycznej i Stosowanej zrobić może, jeśli pochodzenie swoje zataić zdoła. Elf zaś i Rida, choć wciąż się swarzą i boczą, jednaką specjalność obrali, która się zowie długo a zawile: zielarstwo upiększająco-lecznicze z elementami alchemii. Rodziciele Fila z ochotą na ów pomysł przystali, ufając,iż mu w Akademii głupstwa z głowy wywietrzeją.


- Nieodpowiedzialny smarkacz! Zawsze miał pstro w głowie, ale sądziłam, że po ślubie choć trochę się ustatkuje! – pomstowała Marla.

Wsunęła do ust kolejną maleńką kanapkę – nie wiedzieć czemu, gniew zawsze zaostrzał jej apetyt.

- Moja droga, oni nigdy nie dorastają, nawet kiedy już zamienią nianię na żonę… – Blathie uniosła kielich i przez chwilę w milczeniu delektowała się smakiem i aromatem wina, pamiętającego czasy tych Pawełkowych przodków, którzy zajmowali najniższe konary drzewa genealogicznego. – Zresztą ty i księżna matka rozpuszczałyście go na wyprzódki po śmierci ojca.

- Taki był wtedy biedny… – westchnęła wróżka.

- O tak… Biedny siedemnastoletni sierota. Wszystkie panny dworskie go pocieszały, a ty się teraz dziwisz, że wciąż szuka nowych wrażeń. Zresztą Balbinka nie lepsza – mogła poczekać, aż książę się wyszumi, a jej się od razu zachciało szukać zastępcy!

Marla nerwowo wychyliła swój kielich i zaraz ponownie napełniła go trunkiem. Sięgnęła po faszerowane jajko.

- Może za długo była gęsią? – zastanowiła się. – To zawsze zostawia jakiś ślad w psychice. No i wiesz, jak się już zakosztowało… małżeńskich obowiązków… to potem trudno się bez nich obejść…

- Pleciesz… Czytałam o pewnej królowej, która czekała chyba ze dwadzieścia lat, aż mąż wygra wojnę i wróci do domu. I dochowała mu wierności, choć zalotnicy nie dawali jej spokoju, a ze ślubnego było niezłe ziółko – w drodze powrotnej spędził kilka lat u kochanki. Trudno, co się stało, to się nie odstanie. Dokąd tym razem zwiał?

- Masz, sama zobacz. – Marla wręczyła przyjaciółce list, napisany na sztywnym papierze ze złoconymi brzegami i herbem księstwa u dołu strony.

Blathie zaczęła czytać półgłosem:

Moja Droga Przyjaciółko!

Jak wiesz, ostatnimi czasy sytuacja polityczna w księstwie bardzo się skomplikowała, a burzliwe przeżycia podczas podróży mocno nadwerężyły moją kondycję psychiczną. Chcąc godnie stawić czoła przeciwnościom, muszę najpierw powrócić do sił i odzyskać nadszarpniętą cześć.

Tak się szczęśliwie składa, że do mego wiernego druha Skorpiona przybyły właśnie umyślne z posłaniem od naszego wspólnego kompana, Hvarela z Malinowego Chruśniaka, obecnie rezydenta na wyspie Vistulanek. Hvarel, nie mogąc dłużej podołać w pojedynkę ciężarowi spoczywających na nim obowiązków, zwrócił się z dramatycznym apelem o wsparcie.

Niestety, Skorpion, z sobie tylko i Blathie znajomych powodów, nie zadośćuczynił tej prośbie, więc wiedziony współczuciem i męską solidarnością zdecydowałem się go wyręczyć i sam przyjść z pomocą towarzyszowi.

Wierzę, że wypełniając tę szlachetna misję, przyczynię się do nawiązania i rozwoju przyjaznych stosunków dyplomatycznych z Vistulanią.

Proszę, abyś podczas mej nieobecności służyła radą księżnej Balbince i wspierała Ją w trudnej sztuce rządzenia.

Szczerze Ci oddany

Pawełek książę Smokovii


- Coś takiego! – ton wiedźmy wahał się między zgorszeniem a podziwem. – Ma ikrę ten nasz Pawełek, kto by pomyślał!

- Ikrę? Chyba tupet! – parsknęła z oburzeniem wróżka. – I pomyśleć tylko, ile dla niego zrobiłyśmy!

Podniosła naczynie z winem i z całej siły cisnęła nim w naturalnych rozmiarów portret księcia, mierząc w pełne godności oblicze. Nie trafiła – kryształowy kielich zakończył swój krótki lot na złoconej ramie i rozbił się w drobny mak:

-BRZDĘK!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz