piątek, 2 sierpnia 2013

Ordnung muss sein!


Tegoroczne nieludzkie upały sprawiły, że zaczynam się powoli przyzwyczajać do ekstremalnych temperatur. W związku z tym zostawiam na krótko moich bohaterów własnemu losowi i postanawiam zwiedzić piekielne otchłanie – nie lubię pisać o czymś, o czym mam wiadomości z drugiej ręki.
Ba, piekło to nie strefa Schengen, więc przyjdzie mi zabiegać o wizę…



Dietrich uzbraja oko w monokl, wyciąga z szuflady zwój pergaminu, rozwija, potem zakrzywionym nożykiem przycina wronie pióro i jego ręka wyczekująco zawisa nad kałamarzem.

- Imię i nazwisko?

- Już zapomniałeś? W zeszłą sobotę na przyjęciu piliśmy bruderszaft – ty, ja i ten, jak mu tam, Belzebub. Śmieszne imię, swoją drogą… Fakt, z czuba ci już wtedy dymiło jak z ruskiego czajnika, wrzeszczałeś, że widzisz cytrynowe aniołki i chciałeś rozdeptać kanarka ambasadorowej, ale mimo wszystko… Pamiętasz chociaż, co było potem? – chichoczę na samo wspomnienie.

- Ich bin… Rozmawiasz z funkcjonariuszem państwowym. Imię i nazwisko? – powtarza, a ja notuję w pamięci, że diabły też się rumienią.

- Liebe, przez ostatni tydzień nic się w tej kwestii nie zmieniło, zapewniam…

Pióro nieprzyjemnie skrzypi, jakby zaraz miało przebić pergamin na wylot.

- Data zgonu?

- Czy ja wyglądam na zwłoki, Dietrich?

- Muszę tu coś wpisać. Ordnung muss sein.

- Dobra, macie tu na podorędziu jakiegoś jasnowidza? Wróżkę? To może chociaż talię tarota? Też nie? – rozkładam bezradnie ręce. – Kiepsko się staracie. Zawsze mi mówiono, że za zaglądanie w przyszłość można trafić do piekła.

Milknę, bo wyraz twarzy Dietricha zapowiada, że lada chwila własnoręcznie postara się dopasować stan mojej ziemskiej powłoki do pustej rubryki.

- Płeć?

- Mogę sobie wybrać? Prooszę!

Wznosi oczy do… Nie, musiało mi się przywidzieć.

- Donnerwetter, Mad, mam tam za drzwiami całą kolejkę potępieńców!

- To mi się przyjrzyj, zamiast zadawać kretyńskie pytania. Sukkuba od inkuba też nie odróżniasz?

Nad bezdennymi czeluściami czarnych oczu Dietricha przez moment unosi się mgiełka rozmarzenia, ale szybko bierze się w garść.

- Stan cywilny?

Tym razem dłuższą chwilę namyślam się przed odpowiedzią.

- Zadowalający. Choć nie wykluczam zmian w bliższej lub dalszej przyszłości.

Dietrich znów znęca się nad nieszczęsnym piórem.

- Podpisz – burczy w końcu, podając mi pergamin.

- Wolnego, naprzód przeczytam, coś tam nagryzmolił. Znam te wasze numery z cyrografami.

Przebiegam wzrokiem tekst i marszczę brwi.

- Żartujesz sobie ze mnie?

Wzrusza ramionami, niezbyt starannie kryjąc złośliwy uśmieszek.

- Wszystko zgodnie z przepisami – turystów wpuszczamy tylko do trzech pierwszych kręgów.

- A niejaki Alighieri? Co to, w piekle też są równi i równiejsi?

- Właśnie, Alighieri… Wenn man vom Teufel spricht – chmurzy się. – Pozwoliliśmy mu wszystko obejrzeć, a on w podzięce tak nas obsmarował, że grzesznicy masowo zaczęli wracać na drogę cnoty…

Biorę rulonik, przy którym dynda na sznurku czerwona woskowa pieczęć. W drzwiach odwracam się jeszcze i pytam:

- Dietrich?

- ?

- To prawda, że ubierasz się u Prady?

- ??!!

- Nie? Tak też mi się wydawało…

1 komentarz: