Ba, piekło to nie strefa Schengen,
więc przyjdzie mi zabiegać o wizę…
Dietrich uzbraja oko w monokl, wyciąga z szuflady zwój pergaminu, rozwija, potem zakrzywionym nożykiem przycina wronie pióro i jego ręka wyczekująco zawisa nad kałamarzem.
- Imię i nazwisko?
- Już zapomniałeś? W zeszłą sobotę na przyjęciu piliśmy bruderszaft – ty, ja i ten, jak mu tam, Belzebub. Śmieszne imię, swoją drogą… Fakt, z czuba ci już wtedy dymiło jak z ruskiego czajnika, wrzeszczałeś, że widzisz cytrynowe aniołki i chciałeś rozdeptać kanarka ambasadorowej, ale mimo wszystko… Pamiętasz chociaż, co było potem? – chichoczę na samo wspomnienie.
- Ich bin… Rozmawiasz z funkcjonariuszem państwowym. Imię i nazwisko? – powtarza, a ja notuję w pamięci, że diabły też się rumienią.
- Liebe, przez ostatni tydzień nic się w tej kwestii nie zmieniło, zapewniam…
Pióro nieprzyjemnie skrzypi, jakby zaraz miało przebić pergamin na wylot.
- Data zgonu?
- Czy ja wyglądam na zwłoki, Dietrich?
- Muszę tu coś wpisać. Ordnung muss sein.
- Dobra, macie tu na podorędziu jakiegoś jasnowidza? Wróżkę? To może chociaż talię tarota? Też nie? – rozkładam bezradnie ręce. – Kiepsko się staracie. Zawsze mi mówiono, że za zaglądanie w przyszłość można trafić do piekła.
Milknę, bo wyraz twarzy Dietricha zapowiada, że lada chwila własnoręcznie postara się dopasować stan mojej ziemskiej powłoki do pustej rubryki.
- Płeć?
- Mogę sobie wybrać? Prooszę!
Wznosi oczy do… Nie, musiało mi się przywidzieć.
- Donnerwetter, Mad, mam tam za drzwiami całą kolejkę potępieńców!
- To mi się przyjrzyj, zamiast zadawać kretyńskie pytania. Sukkuba od inkuba też nie odróżniasz?
Nad bezdennymi czeluściami czarnych oczu Dietricha przez moment unosi się mgiełka rozmarzenia, ale szybko bierze się w garść.
- Stan cywilny?
Tym razem dłuższą chwilę namyślam się przed odpowiedzią.
- Zadowalający. Choć nie wykluczam zmian w bliższej lub dalszej przyszłości.
Dietrich znów znęca się nad nieszczęsnym piórem.
- Podpisz – burczy w końcu, podając mi pergamin.
- Wolnego, naprzód przeczytam, coś tam nagryzmolił. Znam te wasze numery z cyrografami.
Przebiegam wzrokiem tekst i marszczę brwi.
- Żartujesz sobie ze mnie?
Wzrusza ramionami, niezbyt starannie kryjąc złośliwy uśmieszek.
- Wszystko zgodnie z przepisami – turystów wpuszczamy tylko do trzech pierwszych kręgów.
- A niejaki Alighieri? Co to, w piekle też są równi i równiejsi?
- Właśnie, Alighieri… Wenn man vom Teufel spricht – chmurzy się. – Pozwoliliśmy mu wszystko obejrzeć, a on w podzięce tak nas obsmarował, że grzesznicy masowo zaczęli wracać na drogę cnoty…
Biorę rulonik, przy którym dynda na sznurku czerwona woskowa pieczęć. W drzwiach odwracam się jeszcze i pytam:
- Dietrich?
- ?
- To prawda, że ubierasz się u Prady?
- ??!!
- Nie? Tak też mi się wydawało…
Miejsce na wakacje nie ma co - oryginalne }:->
OdpowiedzUsuń