czwartek, 29 sierpnia 2013

Sam, słaby i w lesie

I can feel it growing strong the wolf inside of me
Is trying to break free!



Fala z sykiem wypełzła na piasek i bose stopy Fila zaplątały się w zgniłozielone, oślizgłe wodorosty. Strząsnął je z obrzydzeniem i kolejny raz użalił się nad sobą. Nie dość, że Blathie zarekwirowała mu wszystkie kosmetyki, nie dość, że wyrzuciła jego stylową tunikę, zastępując ją pospolitą jedwabną koszulką, to jeszcze surowo zabroniła mu spacerów po porcie i wysłała na idiotyczną przechadzkę brzegiem morza. A sama wybrała się z jasnowłosą wróżką na kolejne przyjęcie na pokładzie galeonu jakiegoś zaprzyjaźnionego maga! Chociaż tyle, że na pociechę podarowała mu pokrytą runami srebrną bransoletkę, trzeba przyznać, że całkiem ładną… Piasek się skończył i zaczęła się kamienista plaża. Od razu poobijał sobie boleśnie palce u nóg, a potem z trudem przelazł przez zagradzający dalszą drogę sękaty pień powalonego drzewa, co przepełniło czarę goryczy. Zaciskając zęby, wspiął się na stromy klif i zagłębił w cienistym borze. Miał w nosie przemądrzałą kuzynkę i jej ostrzeżenia przed samotnymi wędrówkami po nadmorskim lesie!

Wszystko było w porządku, dopóki ścieżka biegła klifem wzdłuż morskiego brzegu. Nie męczył go upał, nie musiał brnąć w mokrym piachu ani kaleczyć stóp o kamienie, za to docierał do niego uspokajający szum fal, a czoło chłodził lekki wietrzyk. Potem dróżka postanowiła najwyraźniej rozstać się z otwartą przestrzenią i okazała się bardzo konsekwentna – zataczała tak zawiłe pętle między drzewami, że Fil powoli przestał się orientować, z której strony przyszedł. Jednocześnie stawała się coraz węższa, aż wreszcie elf pojął, że od pewnego czasu przedziera się przez zarośla, które usiłują powyrywać mu włosy z głowy i zedrzeć z grzbietu koszulę. Gdy jakoś wyplątał się z objęć agresywnych krzaków, stanął bezradnie na niewielkiej polanie, od której odchodziły aż trzy ścieżki.

-Jakiś prroblem, młodzieńcze? – głęboki głos należał do kogoś, kto bezgłośnie wyłonił się zza omszałej sosny. Serce Fila powędrowało do gardła, po czym zmieniło zdanie i rozpoczęło drogę powrotną. Spłoszony spojrzał na nieznajomego. Był to mężczyzna w średnim wieku, ubrany w wytarte płócienne spodnie, rzemienne sandały i skórzany kaftan. Ogorzałą pierś i żylaste przedramiona porastały gęste, lekko siwiejące włosy, szpakowata była również jego czupryna, w którą wplątały się drobne listki. Spod gęstych brwi spoglądały żółtawe, głęboko osadzone oczy. Elf dostrzegł lekko szpiczasty kształt jego uszu i pomyślał, że ma do czynienia z pobratymcem lub mieszańcem. Ta myśl nieco go uspokoiła, chociaż… Sam, słaby i w lesie – nie brzmiało to optymistycznie. Ale w końcu nie był niewinną dzieweczką… Dzieweczką – na pewno nie.

- Chyba zabłądziłem… – wyznał.

- Nic dziwnego. Co taki dzieciak rrobi sam w lesie?

- Jestem dorosły – wydął usta Fil. Nie znosił przytyków do swojego wieku. – Mogę chodzić gdzie chcę!

- Od kiedy? – kąciki ust obcego drgnęły w skrywanym uśmiechu.

- Co „od kiedy”?

- Od kiedy jesteś taki dorrosły?

- Jutro miną trzy dni! – elf naburmuszył się na dobre.

- Cóż, w Pokrrętnym Borze każdy może się zgubić – załagodził mężczyzna – na szczęście znam go jak własną kieszeń. Jestem pustelnikiem i od lat mam tutaj swój errem.

Machnął ręką w kierunku odległej kępy krzewów.

Fil odetchnął z ulgą. Nieliczni znani mu z ksiąg pustelnicy byli co do jednego łagodnymi, dobrodusznymi weganami.

- Mógłbyś zaprowadzić mnie do portu? – poprosił, porzucając dąsy.

- Ho, ho, daleko się zapuściłeś! – zdziwił się eremita – Drroga powrrotna zajmie trrochę czasu, będziemy musieli iść po ciemku.

Rzeczywiście, zmierzch zaczął już zacierać kontury drzew, na szczęście po lewej stronie nieba pojawił się okrągły talarek księżyca. Fil uznał, że spotkanie z pustelnikiem było naprawdę szczęśliwym trafem i ruszył za mężczyzną, potykając się o korzenie drzew.



Kiedy wskazówki zegara spotkały się na dwunastce, Blathie przestała przemierzać pokój, otworzyła jeden z kufrów podróżnych, sięgnęła między pachnące lawendą haleczki i wydobyła niewielki, przezroczysty przedmiot.

- Zaraz znajdę gówniarza! – wycedziła i postawiła na stole kulę, która rozjarzyła się subtelnym, różowym blaskiem.

- Ciekawam, jak… – mruknęła z powątpiewaniem Marla. – Przecież musisz znać miejsce pobytu osoby, którą chcesz zobaczyć.

- Spokojnie, to prototyp z dodatkowymi akcesoriami. Ma GPS – powiedziała z dumą przyjaciółka, wpatrując się z uwagą w kryształ.

- Co ma?

- Gruntownie Przeczesujący Szperacz. Odnajduje obiekt obłożony kompatybilnym zaklęciem. W naszym przypadku – bransoletkę szczeniaka.

- Ooo… – wróżka spojrzała z uznaniem na nowy nabytek Blathie – Musiała cię sporo kosztować!

- Nawet nie pytaj ile! Całe szczęście, że miałam jeszcze akcje tej krasnoludziej kopalni złota w Vormie. No coś takiego! – wiedźma zerwała się nagle na równe nogi.

- Co się dzieje, Blath? – zaniepokoiła się Marla.

- Sama zobacz! Ale wcześniej daj mi prędko swoją miotłę!

Nogi Fila poruszały się jak kończyny drewnianego pajacyka na sznurkach – prawie niezależnie od jego woli, która już dawno powiedziała stanowcze NIE! Był wyczerpany i wściekle głodny – rogaliki i owoce, w które zaopatrzyła go Blathie, zostały zjedzone jeszcze na plaży. Ledwie się powstrzymywał przed spytaniem pustelnika, czy przypadkiem nie ma przy sobie odrobiny korzonków. Tymczasem mężczyzna szedł przed nim energicznym, miarowym krokiem; od dwóch godzin elf oglądał tylko jego plecy.

- Hej, pustelniku! – zawołał żałośnie, marząc o chwilce odpoczynku.

Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił, a chłopak poczuł, że krew w jego żyłach gwałtownie zmienia temperaturę i stan skupienia.

Twarz eremity pokrywała szara sierść, a jego oczy świeciły w ciemności, niczym wilcze ślepia. Wargi uniosły się, ukazując czarne dziąsła i pożółkłe kły. W stronę Fila wyciągnęły się porośnięte futrem ręce, zakończone krótkimi, mocnymi pazurami.

- Aaaa! – elf gwałtownie odskoczył, ale przeciwnik był szybszy. Runął na niego, całym ciężarem swojego ciała przygniótł do murawy, po czym jednym szarpnięciem rozerwał cieniutką koszulkę.

- Mrrr… Porra odpakować cukierreeczek z papierrka… – kosmata ręka popełzła wzdłuż mostka w dół. A potem jeszcze niżej… I niżej… Żółte ślepia pustelnika zaszły mgłą, z ust kapała ślina, pierś wznosiła się w coraz szybszym oddechu. Pazury drugiej ręki rozdarły spodnie chłopaka i dłoń chciwie przylgnęła do jego biodra. Fil wił się rozpaczliwie, usiłując wypełznąć spod napastnika. Podczas tych mało skutecznych manewrów jego palce namacały nagle w trawie obły, zimny kształt. Elf pochwycił kamień i z całej siły przyłożył nim w skroń prześladowcy. Mężczyzna stoczył się z niego z bolesnym rykiem.

Fil zerwał się na równe nogi, zatoczył się, szlochając histerycznie i zaczął się cofać, nie odrywając oczu od eremity, który podniósł się na czworaki i z cichym skowytem potrząsnął obolałą głową.

Elf zrobił jeszcze krok do tyłu i wtedy jego plecy natrafiły na czyjeś ciało, a ciepłe dłonie zacisnęły się na jego ramionach. Wrzasnął, a potem darł się, gryzł i drapał w najlepszym kocim stylu, dopóki siarczysty policzek nie położył temu kresu.Osunął się na kolana, głowa mu opadła, a ciepła strużka krwi spłynęła na podbródek z rozciętej wargi. Mocne ręce unieruchomiły go w tej pozycji, oszalałego ze strachu, a potem nad głową Fila rozległ się dobrze mu znany głos:

- Wstyd, panie wilkołaku! Sądziłam, że przemieńcy to honorowe istoty!

- Ehem… Wrr­r? – na ten dźwięk elf skulił się i zacisnął powieki.

- Od kiedy napastujecie żywe istoty na NOWIU?

Fil odważył się otworzyć jedno oko. Blathie wyciągniętą ręką wskazywała niebo, na którym widniał teraz wąski, blady sierp.

- Wrrr… Grrrh… – wilkołak, najwyraźniej zawstydzony, zwiesił łeb i poczłapał w zarośla.

Gdy ucichł szelest liści, wiedźma szarpnięciem podniosła drżącego kuzyna na nogi.

- Ty mały potworze! – syknęła mu nad uchem – Masz piekielne szczęście, że akurat dziś trafiło się zaćmienie księżyca!

Sięgnęła za siebie i naraz na pośladki elfa posypał się grad uderzeń brzozową miotłą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz