czwartek, 25 lipca 2013

Nie zbliżaj się, krwiopijco!


Hvar przysiadł na kamieniu, z fałd tuniki wygrzebał skręta i z ulgą zaciągnął się aromatycznym dymem. Ten spektakularny spór był mu bardzo na rękę. Spędzał już trzeci rok z wojownikami Thruda i coraz trudniej przychodziło mu odgrywanie roli nawiedzonego religijnie wieszczka. Chyba przyszedł czas spakować manatki i wrócić między cywilizowane istoty. Owszem, zarobki były niezłe, ale miał już dość ukrywania spiczastych uszu pod rozpuszczonymi włosami – zawsze lubił się czesać w koński ogon. I ta obrzydliwa broda! Żaden szanujący się elf nie nosił zarostu…

- A niech ich wszystkich orki porwą, wracam do Erlenor! – zamruczał do siebie.

Czyjaś ciężka dłoń nieoczekiwanie spoczęła mu na ramieniu. Zakrztusił się, a skręt wypadł mu z ust. Skorpion pociągnął nosem i z ironicznym uśmieszkiem stwierdził:

- Ach, więc to jest źródło twojego natchnienia, ELFIE!

Mięśnie Hvara napięły się, a jego dłoń powędrowała do pasa i spoczęła na rękojeści zatkniętego zań sztyletu.

- Spokojnie, nie zamierzam cię zdradzić! I nawet nie musiałbym tego robić, gdyby ci tutaj byli bardziej spostrzegawczy.

Bard spojrzał pytająco.

- Twoja harfa… Jest na niej typowo elficki ornament. Widywałem takie w Erlenor i Glotrien. Więc jak naprawdę masz na imię?

- Jestem Hvarel z Malinowego Chruśniaka.

- Moje miano już znasz.

Skorpion zajął miejsce na sąsiednim głazie.

- Widzisz, elfie, to całe bezczeszczenie jest nam na rękę. Co zrobią, kiedy już opędzlują całe złoto? Zorganizują kolejne posiady przy ognisku i wleją w siebie tyle piwa, że będziemy mogli spokojnie odpłynąć. I to nie pierwszą lepszą rybacką łupiną z jednym nędznym żagielkiem, tylko samym „Pogromcą łososi”. Pasuje ci to?

Hvarel z entuzjazmem przytaknął. Z nieco przesadnym entuzjazmem, do czego przyczynił się niewątpliwie kolejny skręt.

- Tak więc jutro odwołasz dzisiejsze ponure przepowiednie, oświadczysz, że odprawiłeś jakieś gusła i bogowie wypowiedzieli się pozytywnie o ich pomyśle.

- Nie ma sprawy, powiem, że dostali permisję od samego Odyna.

- Grzeczny chłopiec – Skorpion uśmiechnął się z zadowoleniem, wstał i ruszył z powrotem do siedziby wodza, mając nadzieję, że żaden z wojowników nie zwrócił uwagi na jego przedłużającą się nieobecność.




Hvarel miał wrażenie, że przekopywanie się do krypty kryjącej doczesne szczątki Askolda trwało całe wieki. Sam co prawda nie machał łopatą, w końcu jako wirtuoz harfy musiał dbać o ręce, ale pot ściekał mu po twarzy od samego patrzenia na ciężko pracujących berserkerów. A potem w dusznymi ciasnym przejściu, naprędce podpartym drewnianymi stemplami, razem ze Skorpionem czekał w napięciu na powrót wojowników z workami pełnymi Askoldowych skarbów. Ze zniecierpliwienia rozpinał i zapinał ozdobną agrafę, dopóki nie ukłuł się w palec.

Powrót wojowników okazał się nad podziw efektowny. Naprzód z komory grobowej dobiegły ich przeraźliwe wrzaski, potem tupot nóg, aż wreszcie uderzyła w nich rozpędzona ludzka fala, odrzuciła na boki i z prędkością dźwięku odpłynęła w kierunku osady.

- Widziałeś to? – niezbyt inteligentnie spytał bard – Co im się stało? Nie wyglądali na zadowolonych.

- Taaak… bez wątpienia. Musimy sprawdzić, co się tam stało – jak na prawdziwego mężczyznę przystało, Skorpion był aktualnie czymś na kształt kociołka wypełnionego po brzegi bulgoczącym testosteronem.

- Musimy? A co nas zmusza? – wyraził wątpliwość elf, robiąc jednocześnie krok ku wyjściu z kopca. Skorpion chwycił go za kołnierz, odwrócił i lekko popchnął w stronę krypty.

- Coś poszło nie tak i musimy sprawdzić, czemu. Chcesz, żeby nasz plan spalił na panewce?



Ruszyli, starając się czynić jak najmniej hałasu. Gdy byli już blisko, Skorpion potknął się o coś i boleśnie wylądował na ziemi. Pochodnia wypadła mu z ręki i o mało nie zgasła. Podniósł ją i w migotliwym świetle dojrzał przyczynę swego upadku – czarne wieko od trumny wysłane czerwonym atłasem.

- Skorpionie, jesteś tu? – dobiegł go głos elfa i Hvarel ukazał się w przejściu, ssąc skaleczony palec. – Co to za pudło? Wygląda jak…

Raptem zamilkł, wpatrzony w coś, co znajdowało się na środku krypty. Skorpion podążył wzrokiem za jego spojrzeniem, poczuł, jak podnoszą mu się włoski na karku i znieruchomiał. Na niewielkim podwyższeniu spoczywała dolna część trumny, otoczona zielonkawym fosforycznym blaskiem. W trumnie zaś siedziała istota emanująca w tej chwili skondensowaną wściekłością. Jej, a właściwie jego skóra odcinała się kredową bielą od kruczej czerni włosów, tęczówki w kolorze jadeitu zdawały się świecić, a purpurowe wargi, uniesione w gniewnym grymasie, odsłaniały pokaźne kły.

- Nieumarły! – elf wydobył ze ściśniętego gardła zduszony pisk, podczas gdy Skorpion nadal pozostawał w stanie zbliżonym do katatonii.

Osobnik w trumnie wyprostował się z godnością.

- Nieumarły! Też coś! – prychnął. – Nie dość, że zakłócacie mi spokój, wdzieracie się w środku dnia do mojego salonu, to jeszcze wykazujecie się tępą ignorancją! Wampiry to arystokracja wśród nieumarłych, najszlachetniejsza kasta, nie jacyś tam zdalnie sterowani zombie czy pospolite strzygi – opuścił na podłogę nogi w czarnych drelichowych bojówkach i ciężkich wojskowych butach.

Spowodowało to gwałtowny powrót Skorpiona do świata żywych.

- Nie zbliżaj się, krwiopijco! I nawet nie próbuj nas zaatakować, na śniadanie jedliśmy tosty z masłem czosnkowym! – zablefował, cofając się w stronę wyjścia i wlokąc za sobą elfa, który najwyraźniej utracił właśnie władzę w kończynach dolnych.

Wampir spojrzał na zakrwawiony palec elfa i oblizał się ze smakiem.

- 0 Rh - … – stwierdził ze znawstwem. – Rzadka grupa. Dobry rocznik, jakieś dwadzieścia sześć – dwadzieścia siedem lat…

Twarz elfa przybrała interesującą ziemistą barwę, a jego nogi, wrośnięte dotąd w podłoże, zaczęły się uginać. Skorpion zaklął paskudnie, oparł go o ścianę i wydobył z pochwy miecz.

- A fe, stosujemy przemoc? – zapytał z niesmakiem wampir. –Schowaj ten scyzoryk, głupcze. Gdybym chciał was wyssać, zrobiłbym to w kilka sekund. Ale już dwieście lat temu przerzuciłem się na ekologiczną żywność. Szczury i nietoperze nie piją, nie ćpają i nie śmierdzą nikotyną. No i te wszystkie wasze wstrętne choróbska… Po ostatnim człowieku przez całe stulecie nie mogłem przyjść do siebie – sapnął gniewnie.

- Jestem uzależniony! – miauknął Hvarel. – A on ma francuską chorobę. – dorzucił, wskazując Skorpiona, który spojrzał na niego zdumiony.

Wampir z szyderczym śmiechem wydostał się z trumny. Otrzepał czarny surdut i wygładził białe koronkowe mankiety koszuli. Przerażeni intruzi nie zwrócili nawet uwagi na pewną niespójność stylistyczną jego ubioru.

- Przestańcie się tak trząść, śmiertelnicy. Powtarzam, od wieków nie biorę do ust ludzkiej krwi. I mimo to musiałem się wciąż opędzać od obwieszonych warkoczami czosnku idiotów, biegających za mną z młotkami i osinowymi kołkami. Byłem pewien, że przynajmniej tu będę miał spokój i całkiem przyjemnie się urządziłem… – powiódł ręką dokoła.

Rzeczywiście, podłogę krypty zaścielały zachodzące jeden na drugi orientalne dywany, na ścianach pyszniły się oprawne w złote ramy olejne portrety wampirów, których wyraziste, ostre rysy przypominały twarz gospodarza, a z sufitu zwieszał się misternie kuty żyrandol, najwyraźniej krasnoludziej roboty, z dziesiątkami woskowych świec. Wampir wyjął z ręki Skorpiona pochodnię i zapalił kilka z nich. W ich świetle ujrzeli dokładnie wyposażenie krypty – owalny mahoniowy stół, krzesła na misternie wygiętych nóżkach i półki uginające się pod ciężarem ksiąg. Na maleńkim, inkrustowanym masą perłową stoliczku przysuniętym do miękkiego fotela rozłożono planszę do madżonga.

- Faktycznie, luksusowe gniazdko! – rzekł z podziwem elf, który wraz z poczuciem bezpieczeństwa odzyskał rezon i odkleił się od ściany.

- Ech, to tylko taki ukłon w stronę tradycji – gospodarz machnął wzgardliwie ręką. – Prawdziwy skarb mam tu! – wskazał proste, wręcz ascetyczne biurko, na którym znajdowała się nieduża płaska walizeczka i leżały ułożone w zgrabny stosik przezroczyste pudełeczka zawierające jakieś spore srebrzyste krążki.

- Final Fantasy, Age of Empires, Warcraft – nie wiem, co bym tu bez nich robił – jego twarz złagodniała, z czułością pogładził wieko walizeczki.

Hvarel ukradkiem zerknął na Skorpiona z nadzieją, że dojrzy w jego oczach zrozumienie. Zobaczył tam jedynie tępą ignorancję.

- Ehem… A co zrobiłeś z poprzednim właścicielem grobu?– dyplomatycznie zmienił temat.

Wampir pokazał drewnianą skrzynię, skromnie stojącą w najciemniejszym kącie.

- Umieściłem go tam razem z całym dobytkiem. Te wszystkie złote naczynia i ozdoby nie pasowały mi do wystroju wnętrza – kompletne bezguście i toporna robota. A teraz może wyjaśnicie mi wreszcie, co was tutaj sprowadziło?

Wyjaśnili. Wampir słuchał, z namysłem gładząc się po podbródku, po czym rzekł:

- Właściwie trochę mnie już nudzi ten kurhan. Chyba dojrzałem do zmian. Nie ma co, płynę z wami, chłopaki!

Hvarel i Skorpion spojrzeli po sobie z konsternacją.

- Trzeba to sprytnie rozegrać… – zastanawiał się głośno nieumarły. – Wrócicie do osady z całym tym złotym złomem i powiecie, że bardowi udało się mnie pokonać z pomocą Lokiego czy innego złośliwego demona… Reszta odbędzie się zgodnie z pierwotnymi założeniami, tylko będziecie mieć dodatkowego pasażera – uśmiechnął się szeroko, ukazując kły.

I wyciągnął do nich wąską białą dłoń z sygnetem na środkowym palcu.

- Jestem Vlad Kurulescu, wspólnicy. Dla znajomych – Kurul.



Spotkanie na pokładzie „Pogromcy łososi” okazało się zaskakujące dla wielu stron. Przede wszystkim dla Hvarela, którego nikt nie uprzedził, że będzie podróżował w towarzystwie zesłanej przez Freję dziewicy. Dla Kurula, który w dobrowolnym odosobnieniu zatęsknił za przedstawicielkami płci pięknej (ze względów czysto estetycznych, jak sądził – zawsze mu mówiono, że u wampirów żądza fizyczna została całkowicie wyparta przez żądzę krwi1). I wreszcie dla Skorpiona, który obawiał się reakcji księcia na pojawienie się wampira. Spotkało go miłe rozczarowanie – Pawełkowi nawet powieka nie drgnęła, gdy przedstawiono mu Kurula. Wyjaśnił później przyjacielowi, że od dziecka przywykł do towarzystwa Blathie, która jako praprawnuczka banshee też zaliczała się do elit nieumarłych. (Informacja ta w pierwszej chwili ścięła wojownikowi krew w żyłach.)
Podróż rozpoczęli pomyślnie – w żagle dął sprzyjający wiatr, więc nie musieli wiosłować. Byłaby to zresztą syzyfowa praca, zważywszy że bard ze względów zawodowych stanowczo odmówił wykonywania jakichkolwiek prac fizycznych, a książę postanowił wykorzystać przywileje należne swojej aktualnej płci. Nie bardzo odpowiadało mu tylko to, że stał się przedmiotem westchnień elfa, jednakże szybko ostudził zapały niefortunnego zalotnika, wyznając, że zawsze wolał kobiety, przy czym absolutnie nie minął się z prawdą.
Hvarel przez kilka dni demonstrował całemu światu w osobach towarzyszy podróży i kilku zbłąkanych mew rozdzierający ból zdeptanego serca, a następnie postanowił przekuć uczuciową porażkę w artystyczny sukces i poświęcił się układaniu cyklu pieśni miłosnych pod roboczym tytułem „Luba, miłujesz li mnie?”
Kurul zaś w ciemnym zaciszu kajuty wprowadzał towarzyszy w tajniki Final Fantasy VIII, korzystając z tego, że dzięki właściwym wampirom zdolnościom paranormalnym posiadał coś, co nazywał „bezprzewodowym dostępem do Inn-ther-naitu”. Najbardziej pojętnym uczniem okazał się Pawełek, który wkrótce przerósł mistrza, wcieliwszy się z wielkim powodzeniem w postać Squalla Leonharta.
Pogrążony w wirtualnym świecie zapomniał nawet, że każdy dzień rejsu przybliża chwilę, w której będzie musiał stawić czoła rzeczywistości w postaci księżnej małżonki…

_________________________________________________________________________________

 1. Jak poucza w swoim traktacie „O naturze wąpierzy i strzyg” mistrz Inhumatus, nie jest prawdą, jakoby populacja wampirów powiększała się poprzez przeistaczanie śmiertelników w nieumarłych z wykorzystaniem poniższych metod:
- zadraśnięcie wampirzym kłem (patrz: „Dracula”)
- spożycie przez człowieka krwi wampira (zob. „Wywiad z wampirem”).
Byłoby to równie prawdopodobne, jak poczęcie w wyniku seksu oralnego. Są to wierutne brednie, rozpowszechniane przez wampirze matrony starej daty, których pożycie małżeńskie przebiegało podhasłem: „Leż i myśl o Transylwanii”. Jak każdy ssak, wampir jest zdolny do prokreacji, przy czym najbardziej pożądanymi partnerami są dla niego inni nieumarli. Może efektywnie współżyć z duchami, aczkolwiek potomstwo z takich związków jest cokolwiek niewyraźne (rozmywa się na krawędziach). Owocne są również związki z ludźmi.

(Uwaga! Jeśli partner z upodobaniem pozostawia Ci malinki, to w jego żyłach musi być domieszka wampirzej krwi.)

1 komentarz: