piątek, 5 lipca 2013

Świat jest podły?

S is for the simple need
E is for the ecstasy.
X is just to mark the spot,
Because that’s the one you really want.
(Yes!) Sex is always the answer, it’s never a question,
‚Coz the answer’s yes, oh the answers (Yes)
Not just a suggestion, if you ask a question,
Then it’s always yes. Yeeeah!
http://www.youtube.com/watch?v=4kZd2qpuSxM

Świat jest podły! – stwierdziła w myślach księżna Balbinka. Aż do popołudnia nie odważyła się opuścić łoża i przekonywała samą siebie, że tak naprawdę – nie warto. Nie tylko dlatego, że minionej nocy chłonęła jak bibuła wszelkiego rodzaju trunki i próbowała solo odtańczyć menueta na stoliku do gry w szachy. Ani też dlatego, że wśród obecnych na balu młodych ludzi nie było nikogo dorównującego urodą Pawełkowi. No, powiedzmy, przede wszystkim dlatego…

Teraz bardzo powoli uniosła powieki. Bolało, ale dało się wytrzymać, bo jakaś litościwa ręka szczelnie zasunęła kotary i do sypialni przedostawała się tylko blada namiastka słonecznego światła. Postanowiła pominąć etap unoszenia głowy i z determinacją przeszła do fazy siadania na posłaniu. Zaraz gorzko tego pożałowała. Owszem, głowa pozostała w jednym kawałku (choć był to kawałek niemile kojarzący się z wielokrotnie drutowanym glinianym garnkiem), ale wzrok księżnej padł na to miejsce w łożu, gdzie powinien słodko pochrapywać i mamrotać przez sen jej małżonek – puste i zimne miejsce. Opadła z powrotem na pościel i zalała się łzami.


Po obiedzie, złożonym z trzech pigułek aspirynum popitych kielichem wysoko zmineralizowanej wody studziennej, Balbinka postanowiła przywrócić życiu odrobinę blasku, wybierając się na konną przejażdżkę. Chyłkiem przekradła się do stajni – nie chciała, żeby ktokolwiek poza ulubioną gniadą klaczką oglądał jej bladą twarz i podkrążone oczy.

Wrota były uchylone, więc weszła do środka, zauważając od razu dwa nowe, dość nietypowe elementy wyposażenia. Przy samym wejściu leżała dorodna, smakowicie zaokrąglona i kusząca złocistą skórką dynia. Natomiast obok jednego ze żłobów spoczywało w pozycji horyzontalnej nagie ciało młodego mężczyzny zaplątane w końską uprząż. Księżna zamarła. Czyżby miała przed sobą martwą ofiarę sadomasochistycznych praktyk któregoś ze stajennych? Zachęcona brakiem plam opadowych i charakterystycznego ckliwego odoru, zdecydowała się podejść bliżej.

Zdecydowanie, porzucony przy żłobie osobnik nie wyglądał na nieboszczyka. Jego skóra miała zdrowy brązowy odcień, a pięknie sklepiona pierś wznosiła się rytmicznie w oddechu. Doskonale umięśnione nogi lekko drgały, jakby śnił o biegu, poruszały się również muskularne ramiona. Wzrok księżnej spoczął na twarzy znaleziska, zarejestrował ostre, wyraziste rysy, prosty nos, stanowczo zarysowaną szczękę, zmysłowe usta i rozwichrzoną czuprynę, w którą wplątało się siano. Potem spojrzenie Balbinki zachłannie powędrowało niżej, przebiegło szeroki tors, prześlizgnęło się po wklęsłości pępka i kępce jedwabistych, ciemnych kędziorków, wreszcie zatrzymało się na szczególe anatomicznym, który nieczęsto miała okazję podziwiać. Hm…Właściwie słowo „szczegół” wydawało się w tym przypadku niezbyt trafne, natomiast „podziwiać” było jak najbardziej adekwatne do sytuacji.

Księżna znów pomyślała o pustym miejscu w małżeńskiej łożnicy i między jej aksamitnymi brewkami pojawiła się pionowa zmarszczka.

Przyklękła obok nieznajomego i ciekawie wyciągnęła smukły paluszek. Musnęła lękliwie męskość młodziana, po czym, ośmielona, pogłaskała ją od nasady po różową główkę. Nie obudził się, w przeciwieństwie do jego klejnotu, który wyraził pewne zaniepokojenie, lekko prężąc się pod palcami badaczki. Uspokajająco zacisnęła na nim dłoń i poczuła jak twardnieje i rośnie. Ze zdumieniem obserwowała tę metamorfozę. W zamkowej sypialni wszystkie istotne dla ciągłości rodu czynności odbywały się pod osłoną ciemności i obszernej pierzyny, jako że książę Pawełek zawsze szanował wolę wstydliwej małżonki1. Żądna wiedzy, kontynuowała eksperyment, coraz szybciej poruszając ręką. Rzęsy obiektu doświadczalnego drgnęły, ale oczy pozostały zamknięte, tylko z jego ust wydobył się niewyraźny szept, w którym Balbinka rozpoznała zaledwie dwa słowa: „tara” i „szorować”. Oddech śpiącego znacznie przyspieszył, a na jego twarz wypełzł ceglasty rumieniec. Księżna ze zdziwieniem zaobserwowała u siebie analogiczne objawy. Widok fallusa, celującego w dach stajni niczym latarnia morska, doprowadzał ją do euforii. Jej libido najwyraźniej osiągnęło poziom alarmowy.

Spazmatycznie łapiąc oddech, podjęła wolną ręką heroiczny bój z haftkami, zatrzaskami, guziczkami i innymi opornymi detalami swego stroju. Gdy wreszcie odgłos rozdzieranego jedwabiu obwieścił zwycięstwo, Balbinka wspięła się na biodra młodego człowieka z werwą amazonki dosiadającej dopiero co okiełznanego wierzchowca.



Pierwszą rzeczą, jaką Cieciuszek zobaczył po przebudzeniu, był amarantowy baldachim wsparty na czterech artystycznie toczonych kolumnach. Jednocześnie poczuł przyjemny chłód atłasowej pościeli, a w jego nozdrza wdarł się smakowity zapach świeżych bułeczek. Ten zmasowany atak bodźców sprawił, że ogarnęła go panika – to nie mogło dziać się naprawdę! Najwidoczniej szok wywołany niekompetencją Blathie sprawił, że zupełnie utracił kontakt z rzeczywistością. Zacisnął powieki, przekonany, że za chwilę ocknie się w stajni lub w swojej nędznej izdebce.

- Otwórz ślepka, kocurku! Przecież widzę, że już nie śpisz! – zaszczebiotał kobiecy głosik i czyjaś ciepła rączka poklepała go po policzku.

Wzdrygnął się. Było gorzej niż sądził – tak realistyczne omamy mogły się skończyć tylko kaftanem z rękawami związanymi na plecach na gustowną kokardkę…

Głosik prychnął ze zniecierpliwieniem, a rączka wślizgnęła się pod kołdrę i zaczęła lubieżnie pieścić jego szyję, pierś i brzuch. Kiedy dotarła do rejonów zagrożonych natychmiastową erupcją, Cieciuszek wrzasnął i usiadł na łożu.

- Nareszcie, śpiący królewiczu… – piękna istota, siedząca przy nim na posłaniu, była bez wątpienia księżną Balbinką, doskonale znaną z publicznych wystąpień u boku męża, aczkolwiek zazwyczaj nie pokazywała się poddanym w cienkiej jak pajęczyna nocnej koszulce na wąziutkich ramiączkach z różowej wstążeczki.

- Aaa… Ccso… – wybełkotał, próbując owinąć się kołdrą po samą szyję.

- Mój ty biedaku… – tym razem różowa łapka pogłaskała go po głowie – Już wczoraj zauważyłam, że masz kłopoty z mówieniem. Ale to nic, i tak WYGRAŁEŚ CASTING!

__________________________________________________________________________________

1. Gwoli ścisłości, prawie zawsze. Kiedy raz usiłował stanowczo przekonać ją do frywolnych igraszek, został skazany na tygodniową banicję na sofę w salonie. Oznaczało to wstrzemięźliwość seksualną we wszystkich możliwych aspektach ze względu na jednolite, jasne obicie kanapy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz