niedziela, 8 września 2013

Diabelnie przyjemne zajęcie

Angst stream...

http://www.youtube.com/watch?v=zREOb6vz7M8

- Na Kanufa Wielkiego Młota, któż to?! – ochrypły bas nieprzyjemnie podrażnił błonę bębenkową Pawełka.

Ziewnął, przetarł oczy i zobaczył nad sobą z gruba ciosane oblicze, należące z pewnością do krasnoluda. Błyskawicznie wróciła mu przytomność umysłu – usiadł na posłaniu, starając się ocenić położenie. Krępy, barczysty krasnolud wpatrywał się w niego z osłupieniem, a kilku innych pakowało się właśnie do izby, głośno tupiąc podkutymi buciorami i pobrzękując oskardami. Szybko policzył potencjalnych przeciwników i zdenerwował się – było ich aż siedmiu.

- Co za jedna? – spytał najbliżej stojący krasnolud, którego oko przesłaniała czarna opaska.

- Jaaa…jestem ksią…żniczka Paulinka… – wyjąkał książę, z trudem powstrzymując się od natychmiastowego zatkania nosa. Odór dawno niemytych ciał wciskał się w nozdrza i przewiercał aż do mózgu.

- Znaczy się, z tych tam… arystokratów? – drążył osiłek.

- Właśnie.

Krasnolud odwrócił się i wyjaśnił pozostałym:

- Słyszeliście – księżniczka. Znaczy się, roboty niezwyczajna, ale nic to – wprawi się.

Zaniepokojony Pawełek nadstawił uszu.

- Trzeci, śmigaj do spiżarni, jadła przynieś, tylko żywo! Zabiedzona jakaś arystokratka… Piąty, do stołu nakryj!

Na dźwięk słowa „jadło” kiszki młodego człowieka odegrały fanfarę. Wkrótce stół starannie wytarto rękawem, przykryto pożółkłą gazetą i położono na nim bochen chleba, osełkę masła i pieczonego dorsza. Obok stanął dzban z piwem i cynowy kufel. Książę żarłocznie rzucił się na wiktuały, a krasnoludy rozsiadły się na stołkach, przyglądając mu się ciekawie.

Kiedy już zaspokoił głód, jednooki zagaił:

- Nie pytam, skąd się tu wzięła – nie ciekawym. Po Pokrętnym Borze niejednego licho wodzi. Ale skoro przyszła, ostanie z nami!

Pawełek dopił piwa, odstawił kufel i koronkowym mankietem starł z ust resztki piany.

– Wdzięcznyy…aa wam jestem za gościnę, ale muszę ruszać dalej – zaoponował, próbując jednocześnie ocenić możliwości bojowe swego obecnego wcielenia. Wydawały się marne…

- Jakem Pierwszy, ostanie i basta! – krasnolud gniewnie zmarszczył krzaczaste brwi. – Baby nam trza!

Żołądek księcia wywrócił salto, zderzając się po drodze z sercem, a wyobraźnia zaczęła mu podsuwać malownicze obrazy, od których zrobiło mu się gorąco. I pomyśleć, że jeszcze niedawno największym zmartwieniem wydawały mu się zaloty Thruda Osiem Cali!

- I czego się rumieni? Toć ja nie o zgorszeniu jakowymś gadam! – uspokoił go Pierwszy – Chałupę jeno trza ochędożyć, strawę uwarzyć…

Pawełek ochłonął. Skoro tak, postanowił, należy uśpić czujność przeciwnika, idąc na kompromis. Pociągnął nosem i skrzywił się.

- Dobrze. Ale w takim razie zaczniemy od kąpieli! – rzekł władczym tonem, dobrze znanym jego zamkowej służbie.

Krasnoludy popatrzyły po sobie ze zdziwieniem. „Kąpiel” kojarzyła im się wyłącznie z niefortunnym poślizgnięciem się podczas przeprawy przez potok.

- I co tak pootwieraliście gęby? Nagrzać mi zaraz gar wody! Macie jakąś balię?

- Beczka po kapuście się nada? – spytał z nadzieją Piąty.

Pawełek wzniósł oczy do nieba.

- Może być. – orzekł łaskawie. – I ściągajcie te brudne łachy, ale już!

Wyczytawszy w ich spojrzeniach konsternację, dodał:

- Co, myślicie, że gołego chłopa nie widziałee…am? Też coś!

Siedem par rąk posłusznie sięgnęło do troczków przy barchanowych gaciach…



Hvarel ciężko westchnął i z rezygnacją wpatrzył się w sufit. A więc epizod pt. Wielka Ucieczka Barda dobiegł końca, zanim się jeszcze na dobre zaczął, zaś on sam znalazł się w takim samym położeniu, w jakim był poprzednio. Z małą różnicą – tym razem okowy tak ściśle obejmowały jego nadgarstki, że nie mogło być mowy o jakichkolwiek próbach uwolnienia się od nich…

Kiedy elf przekroczył drzwi kajuty, dostrzegł krótki korytarzyk prowadzący do schodów. Niestety, ujrzał również dwie siedzące na stopniach kobiety, których miecze pozwalały się domyślać, w jakim celu się tam znajdują. Hvarel miał swój moment chwały – heroicznie spróbował przedrzeć się miedzy strażniczkami, choć jego ubiór nie sprzyjał podejmowaniu walki – krępował ruchy i stanowił kiepską osłonę przed ostrzami. Na szczęście dla bohatera zbrojne niewiasty potraktowały go raczej jak niesfornego chłopca niż groźnego przeciwnika – po krótkiej, bezkrwawej szamotaninie musiał pogodzić się z losem pokonanego i potulnie wrócić do tymczasowego więzienia.

Im dłużej tak leżał, tym szybciej rezygnacja ustępowała miejsca rozdrażnieniu, a potem wściekłości. Gdy skrzypnęły drzwi, elf był już o krok od zimnej furii. Na widok wchodzącej blondynki jego twarz stężała w gniewnym grymasie, a oczy zaczęły ciskać błyskawice.

Kobieta przysiadła na brzegu koi.

- Posłuchaj, wiem, co czujesz, ale nie mamy innego wyjścia – zaczęła spokojnie.

- Coś takiego! – warknął. – Biedactwa! Ktoś was zmusza, żebyście mnie tak traktowały?

- Jesteśmy Vistulankami – wyjaśniła.

- A ja jestem elfem, do usług! I co z tego? To jakaś sekta, czy co? Składacie ofiary z ludzi na pełnym morzu?

- Widzę, że o nas nie słyszałeś – kontynuowała cierpliwie. – Moje plemię składa się z samych kobiet. Żaden mężczyzna nie ma wstępu na nasza wyspę, chyba że same go przywieziemy.

- Po co? W charakterze dania głównego?

- Nie kpij. Musimy zadbać o zachowanie liczebności plemienia. A tego, niestety, nie da się załatwić we własnym zakresie… –  spochmurniała.

Elf otworzył usta, zamknął je, znów otworzył, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Przez dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić, łzy spływały mu po policzkach, a trząsł się tak, że tylko łańcuchy powstrzymywały go przed stoczeniem się na podłogę. Jasnowłosa patrzyła na to ze zdumieniem.

- I porywacie ich siłą? – wykrztusił wreszcie. – I zakuwacie w kajdany? A nie prościej byłoby ogłosić nabór?

Wzrok Vistulanki wyrażał nieufność.

- Próbujesz mnie podejść? – spytała i szybko sprawdziła, czy okowy dobrze trzymają. – Słyszałam, że elfy są sprytne i podstępne…

Hvarel wywrócił oczami.

- Ależ ty jesteś nieuświadomiona! Akurat do TEGO żadnego mężczyzny nie trzeba zmuszać! Wiesz, to diabelnie przyjemne zajęcie… Dla obu stron…

- Skąd mam wiedzieć?– wyrwało się rozmówczyni. – Żadna z mojego pokolenia jeszcze tego nie robiła!

- Czyli nawet nie wiesz, o czym mówię? – spytał bard z filuternym uśmieszkiem.

- Nie przesadzaj. Mamy na wyspie konie i bydło. Drób też.

- Mężczyzna to nie ogier ani kogut! – obruszył się.

- Nie bądź drobiazgowy.

Na chwilę zapadło niezręczne milczenie, które zdecydował się przerwać elf.

- Cywilizowani ludzie chcą się zwykle trochę poznać, zanim pójdą do łoża – oświadczył.

- A elfy?

- Elfy mają jeszcze więcej ogłady! – prychnął. – Jestem Hvarel z Malinowego Chruśniaka, a ty?

- Mam na imię Innocencja Intakta. Jestem władczynią Vistulanii! – powiedziała jasnowłosa, unosząc dumnie podbródek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz